Rękoma w sennej malignie
niebo gęste przerzedzam.
Z uzyskanej przestrzeni
wyłuskuję gwiazdy łapczywie.
Wszak czasu jest mało
i noc chyli się ku końcowi.
Potem zaś,
zamiast kawy porannej,
chwycę w garść pierwszy blask słońca
i przebiję się nim na wylot
nie wstając nawet z łóżka.
patetyczne...
OdpowiedzUsuńCOŚ JEST W TYM WIERSZU, TA GŁĘBIA ... ZATRZYMAŁ MNIE, OWINĄŁ SIĘ WOKÓŁ ... DZIĘKUJE !!!
OdpowiedzUsuńmiłego wieczoru
OdpowiedzUsuńPrzebijanie pierwszym promieniem powinno zadziałać ożywczo :)
OdpowiedzUsuńMoi mili jakkolwiek by nie było, był to mój głos schodzący na dół. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich.
OdpowiedzUsuńCzasami kiedy wstaję rano mam ochotę przebić się tak śmiertelnie promieniem słońca, tak żeby już więcej nie wstać.
OdpowiedzUsuńAle ostatnio trudno o słońce... Zwłaszcza rano.
Pozdrawiam :)
barłogowych kontemplacji ciąg dalszy? :) ale słońca w sumie zazdroszczę, bo ja to pewnie będę się topić w kawie do wiosny, bo słońce wstaje później ode mnie...zamiast za słońce, chwytam więc za chmurę i wyciskam z niej zwykły szary deszczem aktualnie ze śniegiem, który także na wylot przeszywa i działa zniechęcająco..
OdpowiedzUsuń..pozdrawiam:)
Dlatego trzeba przerzedzać te chmury ;)
OdpowiedzUsuń