Gdzie usiąść wygodnie...
Gdzie spocząć,
na miarę dobrze rozprostowanych nóg...
Gdzie głowę opętaną w pijackim amoku
oprzeć bez zbędnych zgrzytań
przechodnich spojrzeń...
Gdzie odetchnąć
z dala od smrodu własnego oddechu...
Gdzie odsunąć moczem zalane krocze
z dala od przemokniętych nogawek...
Wymiocinami zamalowany kołnierz
przetrzeć zasmarkanym mankietem...
Gdzie szukać schronienia
na miarę swego upodlenia...
Gdzie dokopać się pogłosu
echa minionego...
Ja - człowiek -
w skali własnych możliwości,
powstanę z błota i ruszę
chwiejnym krokiem przed siebie...
SŁOWA TAK SOCZYSTE I OCIEKAJĄCE RZECZYWISTOŚCIĄ, ŻE MOŻNA JE POCZUĆ NIEMALŻE WSZYSTKIMI ZMYSŁAMI (NA MYŚL MI PRZYCHODZI TYLKO JEDEN WIERSZ PORÓWNYWALNY - "PADLINA" BAUDELAIRE ). DZIĘKI ZA TYCH PARĘ LINIJEK CIERPKO GORZKO LEPKICH SŁÓW :)
OdpowiedzUsuńChodź do evy na herbatę ;)
OdpowiedzUsuńPolenimy się razem, pogadamy.
A tak poważnie, to...
No właśnie :) zabrakło słów :)
Znaczy niepoważna jestem, ot co!
Uściski!
Dziękuję soczyście droga Isso za ten komplement. Wszakże do Baudelaire to mi nieskończenie daleko, ale miło w sercu... :) Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się tam Evo :)
OdpowiedzUsuńech...
OdpowiedzUsuńpo prostu: świetny, prawdziwy...
OdpowiedzUsuń