Jakiś czas temu przeczytałem w jednej z tutejszych gazet o kursach języka angielskiego organizowanych dla szkockich policjantów. I nie był to bynajmniej artykuł w formie żartu. Wielu bowiem mieszkańców wysp narzekało na ciężar wynikający z braku płynnego porozumiewania się obu stron w "ojczystym" języku podczas rozmów telefonicznych. Pamiętam, że trochę mnie to rozbawiło. Skecz, który tu umieściłem, utrwalił mnie jednak w przekonaniu, że wszystko może być możliwe :)
Ja siebie po kaszubsku nie kumam ni w ząb :P
OdpowiedzUsuńHehehe! Ja kumam co nieco po śląsku, ale w niektórych śląskich miastach są takie miejsca, gdzie ni chu... nie kumam, co sie do mnie rozmawia :D
OdpowiedzUsuńUrok regionalizmów :)
Pamiętam, to było chyba w 1990 roku. Nasz harcerski (zawiszacki) powrót z zimowiska z gór. Po drodze spotkaliśmy starą babcię, która z uśmiechem na licu wyskoczyła z tekstem: "Ot młodiaki - Juzio sferi?" Za nic nie mogliśmy skumać o co biega. Aż do czasu, gdy widząc nasz twarzowy paraliż, wydukała z siebie po naszemu - "Co młodzieży, już po feriach?". Różnie to bywa, nawet jeżeli czujemy się jak w domu ;)
OdpowiedzUsuńnie rozumiem szkockiego:( a już na pewno ludzi mieszkających koło Glasgow..
OdpowiedzUsuń