Moje nowe miejsce pracy, obok wałęsających się żubrów, tańczących pogo stad dzików i nieustannie przeżuwających siano łań, saren i jeleni wypełnia również całkiem spora gromada kocurów. I to właśnie ona z całego zbioru zwierzyny daje się najchętniej fotografować bez ponoszenia zbędnego ryzyka dla robiącego zdjęcia. Dlatego jeszcze raz pozwoliłem sobie wrzucić zdjęcie znajomych już z wcześniejszych postów kotów. Głównymi bohaterami fotografii są Witek i Tadzio (ten trzeci pozostaje na razie jednostką bezimienną, aczkolwiek i jego imię wyciągnę wkrótce od naszego szefa kuchni;). Para wydaje się być o tyle interesująca, iż jest w zasadzie nierozłączna. Naprawdę trudno jest uchwycić chwilę, w której te dwa zwierzaki spędzają czas oddzielnie. Są absolutnie nierozerwalnym zespołem, a łącząca ich więź przebija relacje z resztą drużyny. Nie ma dnia i wieczora, w których nie widziałbym ich razem. Po prostu dozgonna przyjaźń.
Pozazdrościć takiej przyjaźni.
OdpowiedzUsuńI tego otoczenia Ci zazdroszczę.W takim otoczeniu człowiek nie może nabierać zła.
Co więcej, można odnieść wrażenie, że wręcz zapomina o jego istnieniu:)
OdpowiedzUsuńA to same chłopaki?
OdpowiedzUsuńCoś jak "trzej przyjaciele z boiska"? :)))
Ten trzeci próbuje się wpasować w zespół.
OdpowiedzUsuńKoci żywot :) mój tato Tadek z resztą, nazwał swojego kota Stefan, a co!
OdpowiedzUsuńTo może być ten trzeci:)
OdpowiedzUsuń