Rozdzierający jak tygrysa pazur
Antylopy plecy jest smutek człowieczy
Nie brooklynski most
Ale przemienić w jasny nowy dzień
Najsmutniejszą noc
To jest dopiero coś
Przerażający jak ozdoba świata
Co w malignie bredzi jest obłęd człowieczy
Nie brooklynski most
Lecz na druga stronę głową przebić się
Przez obłędu los
To jest dopiero coś
Będziemy smucić się starannie
Będziemy szaleć nienagannie
Będziemy naprzód niesłychanie
Ku polanie
Edward Stachura
Żadne listy, rozmowy telefoniczne, komunikatory cyfrowe, komputery, fale radiowe nie są w stanie zastąpić mi żywej rozmowy z ojcem, namacalnego dotyku dłoni matki. Podmienić atmosfery emocjonalnego kontaktu z najbliższymi.
Siedzę uschnięty na łóżku wpatrując się martwo w okno, wchłaniając do znudzenia znany mi pejzaż. Leżę martwo pod ławką w parku wyłuskując wzrokiem jakże odległe mi niebo. Grzebię się żywcem pod torami kolejki wąskotorowej przecinającej Białowieskie lasy. Wiję się jak wąż oplatając Trzy kazimierskie krzyże. Upadam nieprzytomnie pod dzwonnicą na Czwartkowym wzgórzu. Wszystko jest pozbawione treści, rozmyte w łkaniu do niezdefiniowanego. Pozostaje tylko przeszłość jako żywy obraz mojej zanikającej z wolna tam obecności oraz przyszłość jako odległa mordęga, nieposiadająca żadnego konkretnego kształtu i treści. Teraźniejszość ze swoim balastem nie znaczy nic. Jest tylko znikającym momentem drażniącym serce, rozsadzającym umysł, rodzącym niepokój i tęsknotę. Analiza liczby 431 rozłożona na dni, tygodnie, miesiące, ponad rok, godziny, minuty, sekundy, setne sekundy, setne setnych sekund wydaje się być nieskończona. Wydaje się być jak mroczna wieczność wciskająca mnie dobrowolnie w ramy dokonywanych wyborów, podejmowanych decyzji, absurdalnej zabawy w życie.
Chcę do domu ...
Chcę do domu ...
Michale...
OdpowiedzUsuńprzyszłość jako odległa mordęga, nieposiadająca żadnego konkretnego kształtu i treści
Nieokreśloność przyszłości to przecież sens istnienia, cała wolność jaką dysponujemy, wolność do. Nie tęsknisz chyba za "istnieniem" jako przegrzewająca się ciągle maszyna cyfrowa z wiatraczkiem i wbitym raz na każde jutro programem.
Samie ja w ogóle nie za bardzo tęsknię za "istnieniem", ale są pewne drobinki powodujące chwilowy uśmiech (ten najszczerszy) dla których warto być. Choć wiem, że i one z czasem przeminą. I ja przeminę...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Cię wierny czytelniku:)
A jeżeli ten program operowany przez ową maszynę nie wybiegał by poza to ustalone jutro, to jak najbardziej Samie. Jak najbardziej...
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM CIE KOPACZU :)
OdpowiedzUsuńWizja ustalonego jutra mnie przeraża. To jak wizja reszty życia w wiezieniu, bez odwiedzin i paczek z cebulą. Sen koszmarny bez szansy przebudzenia. Nie, nie lubię niespodzianek, bo zawsze na dwoje babka wróżyła, ale bardziej nie lubię ich braku.
OdpowiedzUsuńNie jestem wiernym czytelnikiem Twojego bloga, zaglądam z zaciekawienia :)
Dzięki niezmierzone Isso!
OdpowiedzUsuńSamie, u mnie właśnie "na dwoje babka wróżyła" powoduje konwulsje i dygoty...