Niby nie ma w tym nic dziwnego, ale ostatnimi czasy postanowiłem nosić ze sobą dowód osobisty. Ktoś może powiedzieć, iż dowód tożsamości zmuszony jest nosić każdy obywatel danego terytorium. Trzymając go czy to w kieszeni swoich spodni, kurtce, torbie lub plecaku. Opcji jest wiele, jednak zawsze powinien być gdzieś pod ręką. Owszem, zgadza się z tą jednak różnicą, że ja zacząłem nosić go w lesie. Praktycznie całe swoje życie spędzone w światłach wielkich miast pozostawałem bez żadnego dokumentu stwierdzającego swoją tożsamość. Wyjątkiem był okres, kiedy posiadałem legitymację studencką. No, ale ona zapewniała mi przynajmniej 50% zniżkę na środki publicznej komunikacji, podczas gdy dowód nie zapewniał mi nic z wyjątkiem biurokratycznych formalności i problemów w razie zguby. Nie do końca rozumiem podjętą przez siebie inicjatywę. Może jest to po prostu jakiś zapobiegawczy gest na wypadek gdyby pewnego dnia lub nocy, wracając z pracy z buta przez moją dżungle zostanę rozszarpany na strzępy przez leśną zwierzynę. Odnaleziony wówczas dowód będzie wtedy jedyną podstawą do stwierdzenia mojej tożsamości, bo z analizą DNA jest zbyt wiele zachodu. A ja póki co, ulokowałem swoje jestestwo na samych kresach polskiego wschodu... ;)
Poza tym bez większych zmian. Zima trzyma, sople z dachów domostw zwisają, a ja drążę swój proces asymilacyjny. I odnoszę z wolna wrażenie, iż powoli godzę się z obranym przeze mnie losem.
Ale sople to zaje..... strasznie fajne znaczy :)
OdpowiedzUsuńMożesz żyć z lasu!
OdpowiedzUsuń