W Anglii wizerunek polskiego emigranta rysuje się następująco:
Jest nim tzw: przysłowiowy "Marian". Swojski ziomek z wąsem pod nosem, ostro dzierżący w swojej dłoni reklamówkę z logiem "Lidla". W niej zaś obowiązkowo kilka piwek. Wizerunek już nieco przeżyty i ubarwiony na wzór mitów grecko-rzymskich. Jednakże na swój sposób ciągle aktualny i dający się nawet łatwo wychwycić z kulturalnego chaosu jaki panuje w Londynie. Osobiście nie wgłębiam się zbytnio w utarte schematy i krążące konwenanse. Bądź co bądź swoje wiem. Ilekroć odwiedzam Polskę, wolę całym sobą wtopić się w masę tutejszych "Marianów", niż choćby jeden palec ręki lub nogi wtykać w społeczność "naszego" emigracyjnego stolca. Pod tym względem daleko mi do bratania się na obczyźnie. Wolę już lokalną asymilację.
widzisz u ciebie jest dużo Marianów, u mnie dużo dresów w adidaskach w volkswagenie z przyciemnianymi szybami co region to inne upodobania ale chodzi o to samo..ja również się nie integruje ani z Polonią ani ze szkocką "ludnością"
OdpowiedzUsuńGama ludzkich zachowań jest tak szeroka jak świat cały. Wchodzą tu najrozmaitsze czynniki. Najważniejsze jednak jest, by potrafić się zachować w odpowiedni sposób. Zwłaszcza jak jest się gościem w nowej rzeczywistości. Pozdrawiam:)
OdpowiedzUsuńWiecie co? Ponad 20 lat nie było mnie w Polsce, poza polska skończyłem szkołę powszechna, zdałem maturę, skończyłem studia itd.
OdpowiedzUsuńNijak nie umiem dotąd zintegrować się ze społecznością polskich Żydów. Wydają mi się dziwaczni, często czuje zażenowanie. Czasem czuję się intruzem - dla polaków nie Polak, dla polsko-ruskich Żydów jakiś Żyd z Izraela.
Kiedy byłam na wyspach, łatwo odróżniałam, kto jest kim. Za to mnie brano albo za Czeszkę albo za Włoszkę... hehe
OdpowiedzUsuńZgadzam się, za Włoszkę Margo;-)
OdpowiedzUsuńSamie najważniejsze to odczucie serca. To one określa naszą przynależność.
OdpowiedzUsuńTen ...jakiś Żyd z Izraela -> to dla mnie trafne określenie. Znaczy ten pierwotny, biblijny, nie do podrobienia ;) Pozdrawiam.
Margo: Raczej za Włoszkę, jeżeli analizujemy zdjęcie z profilu ;)
Jeden z Marianów, tyle, że w Belgii (niemniej mikroskopijna kopia delikwentów z foty, jaką tu umieściłeś) uraczył mnie pewnego dnia w "polskim parku" (miejscu w Antwerpii dla Marianów idealnym na tani browar i wódkę) sentencją, która pefekcyjnie opisywała jego samego i jemu podobnych:
OdpowiedzUsuńSpodnie w kantkę, buty w szpic, a wiekszeni, kurwa, nic.
Powiedział to z mixem jakieś patologicznej dumy (typu: my, Polacy!) i zrezygnowania (ech, kurwa, my Polacy...). Ciężko było nie zrozumieć i równie ciężko było poczuć jakąkolwiek "więź" z kimś takim... Dla mnie kompletnie obcy świat.
Polaczki w każdym emigracyjnym bajorze, to środowisko, od którego zawsze trzymam się z daleka...