Rozpiętość czasowa: Poniedziałek - Piątek.
Zryw z łóżka 5.30. Myję zęby, ubieram się, wychodzę - jakby w mrok.
Następnie w godzinach 7.00 - 16.30 odgrywam z mniejszym lub większym zażenowaniem rolę klauna, pajaca, błazna (nie chodzi tu bynajmniej o uniformy promocyjne). Zaangażowanie pojawia się bardzo rzadko, jest wręcz znikomym elementem mojej banalnej kariery.
17.30 załączam swój mózg ponownie w czaszkę i odżywam na parę godzin w domowej samotni pochłonięty amokiem myśli i snutych wizji.
* nie uwzględniając wahań na tarczy zegara, choć takie miały miejsce.
wprawdzie boje sie cos napisac, bo dostalo mi sie na innym blogu. ale dlaczego czegos nie zmienisz. wiem. nie ma takiej opcji. ale rzeczywiscie nie ma?
OdpowiedzUsuńOpcja zawsze jest. Ja zmierzam się właśnie z kolejną. Problem w tym, że jak już gdzieś zakotwiczę, to nieważne jakie upodlenia będę zbierał i jak bardzo będzie się to kłóciło z moją życiową dewizą - strasznie trudno mi ruszyć tyłek. Przyzwyczajenie, niechęć do wszelkich zmian i tzw. nowych wyzwań sprawia, iż im bliżej do realizacji nowej, aczkolwiek siłą wymuszonej na sobie decyzji, tym bardziej mięknę w środku. Koniec końców jest taki, że pozostaje grzebiąc się w starym stolcu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńCzytam :
OdpowiedzUsuń"17.30 załączam swój mózg ponownie w czaszkę i odżywam na parę godzin w domowej samotni pochłonięty amokiem myśli i snutych wizji."
i myślę: ma mózg, używa go, myśli, snuje wizje. Jest dobrze. Większość społeczeństwa w tym czasie ogląda tv show;) Jest nadzieja na progres.
Całus, A.
W tym progresie tkwi siła napędowa ;)
OdpowiedzUsuńech, nie ma lekko, a jak wiosna na wyspie?
OdpowiedzUsuńNo lezie, ale niemiłosiernie leniwo.
OdpowiedzUsuńJestem jednak dobrej myśli! Pozdrawiam.