Dni człowieka są jak trawa:
Tak kwitnie jak kwiat polny.
Gdy wiatr nań powieje, już go nie ma
I już go nie ujrzy miejsce jego.
Tak kwitnie jak kwiat polny.
Gdy wiatr nań powieje, już go nie ma
I już go nie ujrzy miejsce jego.
Psalm 103
I to by było na tyle jeżeli chodzi o odwieczne szukanie własnej chwały na przestrzeni zmieniających się stuleci. Czas mocarstw, przepychu, fleszy, reflektorów, przegniłych czerwonych dywanów, kultywowania skrytych zboczeń i pożądliwości, zabiegów upiększających blaknie coraz bardziej wraz z nastaniem kolejnego poranka.
I tylko idiota jest na tyle głupi by pomyśleć, iż jest w stanie oszukać śmierć i zachować niezmienny wigor ciała. Niestety nie da się jednak wstrzyknąć botoksu do mózgu.
no tak każdy pójdzie do piachu czy chce czy nie, no co zamożniejsi mogą ewentualnie mieć prośbę o wysypanie urny z prochami do Bałtyku czy w jakieś inne cieplejsze morze...
OdpowiedzUsuńNo, jak to? Ibiszowi się udało! :) Wstrzyknął sobie do mózgu, w trampki i generalnie we wszystko w co dałosię.
OdpowiedzUsuńJeśli autor psalmu miał na myśli trawę z poznańskiego Lecha, to wcale się nie dziwię. Płacz i zgrzytanie glebogryzarek...
Pytanie, czy chwała mocarstwa jest chwałą własną, czy zapożyczona od tych, którzy na tę chwałę pracują przelewając krew? Tak sobie tylko rozmyślam wiedziony emocjami po Pacyfiku i Kompanii Braci.
Poza tym, Kopaczu, myslę, ze jesteś zbyt surowy - czerwony dywan jest poprawny politycznie. Jest zawsze świeży i pachnie różami. Biali i czarni dostaja Oscara, a po czerwonych depczą! Szlag! Indianie, jak dostawali tak dostają po dupie...
Mistrzowie kung fu potrafią zachować wigor ciała niemal do ostatnich dni życia, wiec nie mogę się z Tobą zgodzić, że jest to takie nierealne.
PS. Marto! Do Bałtyku, to oni sikają na urlopie! A prochy maja być rozsypane w przestrzeni kosmicznej, bo kto wie - może powstanie z nich nowe życie? Z pewnościa jakiś naukowiec wpadnie na pomysł, że z prochu jeszcze raz może powstać coś sensownego, wystarczy, że trafi na dogodne warunki...
Takie wstrzyknięcie mogłoby jednak być niebezpieczne w skutkach :)
OdpowiedzUsuńDobry komentarz Szamanie. Jak zawsze. Ale tym razem kwestię przedyskutujemy za 72 dni przy piwie i maltowym singlu ;)
OdpowiedzUsuńA już ci! Doczekać się nie mogę i zaprawiam się campari z sokiem pomarańczowym :) 72... prawie jak u Mickiewicza! Szczęśliwie, jeszcześmy nie takie dziady! :)
OdpowiedzUsuńKopaczu ja tam nie mam nic przeciw być idiotą i to gupim, ba, nawet ciemniakiem, głupolem, ignorantem, kałmukiem, kołtunem, kretynem, matołem, nieukiem, patafianem, prostakiem, tępakiem, tumanem, zjebem; tudzież bałwanem, baranem (bez urazy), bęcwałem, błaznem, cepem, ciećwierzem, ciołkiem, ciulem, cymbałem, debilem, kapuścianym łbem, matołem, półgłówkiem, tępakiem, tłukiem, półćwierćinteligentem a nawet, co mi tam, magistrem, do cholery, w desperacji nawet doktorem nauk, o!
OdpowiedzUsuńChce myśleć że jestem w stanie oszukać śmierć i takie tam różne wymysły Stwórcy Winorośli!
A botoks do mózgu? Hm, trzeba by przetestować, w cuda nie wierzę (jeśli chodzi o mój mózg) ale kop mógłby być niezły.
Sen o wieczności? Kto wie? Wymiarów jest dużo.
OdpowiedzUsuńO tak, dużo. Fizycy tyle ich natworzyli a raczej opisali ostatnio, ze sami się jakby w tym pogubili i mam wrażenie, że trochę rżną głupa.
OdpowiedzUsuńWszystko przed nami. W sześćdziesiątym wymiarze z pewnością jest moja tęsknota do wieczności zapisana jak byk wyraźnym drogowskazem.
To, ze tego wymiaru ni w ząb nie rozumiem, podobnie jak dziesiątego, w dodatku są jakby za małe, żebym potrafił dostrzec, nic a nic mi nie przeszkadza.
Bo nadzieja, nadzieja jest ważna jak wiesz, moja matka ukochana, matka głupich i naiwnych.
Myślę, że z chwilą ostatniego tchnienia dane nam będą nowe odpowiedzi, na które już za późno będzie szukać pytań!
OdpowiedzUsuń