odcienie szarości
są jak któreś tam
z kolei wołania serca
pochłonięte bezpowrotnie
akustyką martwego echa
łzy wrzynające się w policzki
przez gwałtowne podmuchy wiatru
zeschłe gałęzie trzaskające z pokorą
pod naporem stawianych kroków
wszystko to jest jak sen człowieka
o doskonałej podróży pegazem
zmuszonym do lotu z podciętym skrzydłem
ponad dolinami ludzkiego utrapienia
hej jak sobota mija?
OdpowiedzUsuńTylko to właściwie nam pozostaje z życia - migotanie zjawisk...
OdpowiedzUsuńSobota minęła pod znakiem 10 i pół godziny pracy. Teraz morzy mnie powoli sen po późnym obiedzie. Nic szczególnego. Przynajmniej sobie jutro pośpię :)
OdpowiedzUsuń