Lubię otwarte przestrzenie, nie zmącone nadmiarem ludzkiej aktywności. Gdzie swoista głusza z wiatrem świszczącym w uszach, daje ci po mordzie i pozwala zapomnieć przez chwile, że jesteś wytworem kultury, społeczną jednostką, krostą cywilizacji, zadrą na dupie pędzącego świata.
Przymykam oczy. Zaciągam się głęboko powietrzem. Łyk wódki, zgarnięcie łzy rękawem z oka i niechciany powrót do układnego życia...
Ładnie tam u Ciebie :)
OdpowiedzUsuń(Choć przyznam, że sam wolę kieliszek wódki w jakiejś klimatyzowanej przestrzeni, owszem, z tarasem z widokiem na nostalgie).
Jeszcze trochę czasu Samie i będzie tak jak piszesz :) Dobrego weekendu.
OdpowiedzUsuń