W pochmurnym nastroju
niebo zaczęło płakać wczoraj.
Do dzisiaj rana nie znalazł się nikt,
kto by pocieszył i przetarł ten grad
deszczowych łez.
W tym zgorzkniałym pejzażu
zamglonym, zmęczonym trwaniem,
Przemierzałem swój utarty szlak
depcząc po opadłych owocach
dzikiej czereśni.
A w Krakowie nieznośny upał,
OdpowiedzUsuńaż głos chrypnie ptakom w gardziołkach.
Na Rynku gołębie ospale ignorują turystów,
a pod Wawelem, tym samym skąd wykopać chcą Lecha,
pod tym samym Wawelem
chłodzą w Wiśle swe brudne stopy krakowscy menele.
/przepraszam, nie mogłam się powstrzymać/
ps. dlaczego czereśnia?
Prawa strona przy chodniku na odcinku 20 metrów jest zasłana czereśnią. Nie obfitą, bo przy głównej ulicy, ale zawsze jakieś "bobki" owocowe wypuści.
OdpowiedzUsuńUwielbiam czereśnie a tutaj ich jak na lekarstwo. Czasami nie zdążę się obejrzeć, a ich już nie ma. Mój utarty szklak to jarzębiny i kasztanowce. Te drugie toczy choroba. Zastanawiam się, co będę nosiła w kieszeniach, kiedy ich zabraknie.
OdpowiedzUsuńech te czereśnie,
OdpowiedzUsuńech ci krakowscy menele
;)
Będziesz tam już "na wcale"?
OdpowiedzUsuńTe moje czereśnie wyglądają jak jakieś "wypierdki" owocu. Pestka i skóra :(
OdpowiedzUsuńSłodka: Może nie cały czas, ale sporadycznie...
OdpowiedzUsuń