Płynące w deszczu ulice,
pianą charczące odpływy.
Przemoknięte ściany domów
prężą ceglane muskuły
przed obojętnym majestatem
szarego nieba.
Wśród tańca parasoli
skrywających skulone postacie,
wiatr opróżnia podmuchem
kieszenie z resztek marzeń.
Za jego przyzwoleniem
miotam się jak zwiędły liść,
co zgubił matczyne drzewo
noszące go do chwili upadku.
Całkiem sam pośrodku
przykrytego łzami miasta.
zwiędły liść trafił mnie w twarz - i tak na wpół ślepy zdążam przez miasto życia
OdpowiedzUsuń...wśród tańca parasoli...
OdpowiedzUsuńwspaniałe słowa tańczą Ci w głowie:)
pozdrawiam-M.
Ale nie przewrócił Cię, mam taką nadzieję. Ostatnio masz bardzo wywrotowy okres. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńDziękuję bardzo Art :)
ho, ho ceglane muskuły, dobre!
OdpowiedzUsuńJa też sobie dzisiaj potańczyłam z parasolem...:)
OdpowiedzUsuńOch... widzę właśnie tę Twoją ciemność... a to przecież taki wiosenny deszczyk :) taką świeżość się po nim czuje :) nie czujesz? :)
OdpowiedzUsuńMała Mi: Twoje komentarze są bardzo ożywcze. Musisz być chyba bardzo pozytywną i pogodną damą :)
OdpowiedzUsuńRumieniec wypełzł na me lico... ;D czuję jednak, jakbym swoimi komentarzami burzyła nastroje, które masz w zamyśle pisząc...
OdpowiedzUsuńStaram się być pozytywnie nastawiona... :) nie jest to łatwe, ale z kolei ułatwia życie :)
Jest dobrze :)
OdpowiedzUsuńW strumieniach deszczu odnajduję zgodę niebios na samotność :-) Można się na nią zgodzić i brodzić w kałużach, albo spiesznie umykać pod niekoniecznie swoje dachy...
OdpowiedzUsuńDeszczowo mi się zrobiło...
Ostatnio też biorę udział w syndromie łez odgórnych.
OdpowiedzUsuń