poniedziałek, 14 lipca 2014
Fragment myśli, który z czasem również całkowicie zaniknie i ulegnie zapomnieniu...
Pamiętam, że siedząc w fotelu twarzą na wschód, tuż za plecami po mojej prawej stronie stało pianino. Podczas wigilijnych spotkań babcia zwykła grywać na nim melodie tradycyjnych kolęd. Zza okna przebijające światło słońca nadawało przezroczystości drobinom unoszącego się nad stołem kurzu, a za otwartymi drzwiami balkonu słychać było gołębi gruchot. Chwile te miały w sobie ukojenie. Przybierały inny wymiar ciszy, w której dało się wyczuć upływ czasu odmierzanego przez stary zegar stojący na górnej półce regału. Nie wiem co skłoniło mnie do tej refleksji z okresu, który już całkowicie minął, rozpłynął się nieodwracalnie w odmętach niebytu. Być może był to trywialny smak domowej roboty ciasteczek mojej małżonki, który przypomniał mi to charakterystyczne pudełko wypełnione ciasteczkami o niemal identycznym smaku. Zwykle stało ono na stole otoczone przezroczystymi drobinami unoszącego się nad nim kurzu. Babcia lubiła mnie nimi częstować...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
zdjęcie
OdpowiedzUsuńotrzepuję z kurzu
wspomnienia
Pozdrawiam,
Adam
co skłania do refleksji? co sprawia, że wracamy? tęsknota..
OdpowiedzUsuńWspomnienia, tęsknota, skrawki coraz bardziej blednącej przeszłości... Wszystko to.
OdpowiedzUsuńDziękuję.
To jest niesamowite, że w dzieciństwie potrafiliśmy dostrzegać i skupiać się na takich "błahych" rzeczach, jakże niby nieistotnych, a z perspektywy czasu, po wielu latach dają o sobie znać i okazuje się, że w jakiś sposób magiczny i niezwykły nas ukształtowały...
OdpowiedzUsuńja pamiętam bardzo wyraźnie wakacje u ciotki pod Wrocławiem, gdzie mieszkanie na 4 piętrze, a właściwie okna wychodzące z tego mieszkania wysunięte były na ulicę osiedlową. kiedy zasypiałam wiele cieni opływało charakterystycznie po suficie, układało się najczęściej w te same kształty stworzone przez światła aut...
magia!
Albo inne wspomnienie mam jeszcze...
poczucie bezpieczeństwa dawało mi zawsze siedzenie w łazience, w wannie, do której lała się wręcz gorąca woda, a na ścianie wisiał piecyk gazowy, z płomykiem... i ten charakterystyczny turkot wydawany przez piecyk... błogi spokój i ukojenie zmysłów...
dzis się zastanawiam, co mogło by nadać taki magiczny klimat moim dzieciom? czy po latach przypomną sie im takowe, dzwięki, sytuacje?
Dziękuję za obfity komentarz mogący stanowić niezły materiał na blogowy wpis lub inne twórcze dywagacje:)
OdpowiedzUsuńMuszę się z Tobą absolutnie zgodzić. Drobinki szczegółów z przeszłości, przybierające całościowy obraz rozumiany przez nas samych najlepiej, są niepodważalny dowodem... Ba wręcz darem podtrzymującym naszą wrażliwość na to co minęło. Ich pielęgnacja moim zdaniem to "gra" warta świeczki.
Dziękuję serdecznie i pozdrawiam!