Lubię ten stan zamroczenia alkoholowego, w którym otaczające mnie dźwięki ulegają zdeformowaniu i wydają się trwać w nieskończoność. Siadam wtedy w pozycji wyprostowanej i osowiały wsłuchuję się w tę rozmazującą się z minuty na minutę melodię. Proces ten trwa do czasu powolnego wiotczenia ciała, coraz mocniej zarysowanego garba, kończąc na stopniowym opadaniu głowy. Całość wieńczy łagodne spoczęcie podbródka na klatce piersiowej. Potem jest już tylko nicość i obojętność... .
chyba taki stan nie do końca mi odpowiada...ale nie musi, prawda?
OdpowiedzUsuńDobrą stroną jest, że występuje okazjonalnie i sporadycznie ;)
OdpowiedzUsuń