Intelektualna posucha przetacza się przez mój "punkt widzenia". Czuję się jakby ktoś uporczywie uwiesił się czubka mojej głowy i przez trudny do zlokalizowania otwór, codziennie ukradkiem wypłukiwał mi umysł kwasem solnym. Rezultatem owego zabiegu jest stopniowe kurczenie się bodźców odpowiedzialnych za wszelkie dostępne przejawy pokrzepienia. Włączając w to również skalę twórczego wzrostu, która nie dość że spękana z braku natchnienia, to jeszcze na domiar złego przetrzymywana przez nie znające litości czerwone światła. Ten zlepek sytuacyjny doprowadza mnie do szału.
Poza garniturem
nie po to zostałem spłodzony
by stać w jednym rzędzie
jak manekin uwiązany krawatem
kopniakiem z orszaku wybity
ze spuszczoną głową
będę szukał własnej podobizny
w brudnych kałużach
odbijających majestat
tego jebanego miasta
i nikt mnie nie zmusi
bym prostował kark
pod publiczność tłumu
ostra samotność
OdpowiedzUsuńtak trzymaj:)
OdpowiedzUsuńZ szaleństwa rodzi się sztuka przepełniona liryzmem a szaleństwo rodzi się z cierpienia i samotności. Może jesteś na właściwej drodze...
OdpowiedzUsuńJak sądzę, to nie "ktoś", tylko Ty sam... Mogę się mylić.
OdpowiedzUsuńJeśli się mylę (a mylę się kurewsko często), to oznacza, że nie potrafię skutecznie się zabić każdego dnia, a w jakiś paradoksalnie perwersyjny sposób potrafię dogorywać dnia każdego... Człowiek, to chyba ścierwo z gruntu BDSM. Żałosnymi stworami jesteśmy z naszym filozoficznym bagażem.
Wiesz, że jesteś moim filozoficznym bratem? Nie chodzi mi tu o płytką identyfikację i (potrzebną) empatię, ale o poziom i intensywność zrezygnowania.
Wkurwia mnie to, że ci wszyscy optymiści i epigoni Paulo Coelho nie potrafią dostrzec witalności w poszukiwaniu końca i spokoju.
Co więcej - nie potrafią zrozumieć BUNTU, niezgody! Nie będę cytował rewolucjonistów, jeśli chodzi o kark, ale wiemy o tym, że go nie ugniemy! Kopacz, jesteśmy zbyt konserwatywni w wewnętrznej rebelii, by jakiś strzęp świata obserwował nasze usłużne gesty ;) Doskonale wiesz, o co mi chodzi :)
Dajesz mi siłę, stary!
Czas i okoliczności życiowych wyborów pokarzą jaką drogę przyjdzie mi obrać. Zapewne nie obędzie się bez najróżniejszych szaleństw i wewnętrznych obłędów. Rzeczą jednak najważniejszą w obliczu sideł szalejącej poezji (której nie w głowie tylko miłosne peany wygłaszać) to obecność ukochanej przy boku zatrzymać.
OdpowiedzUsuń100 % racja - ten "ktoś" to nic innego jak mizerne moje "JA"!!! Tkwiące nieustannie pomiędzy wszelkimi wynaturzeniami cielesno - zmysłowymi. Pławiące się we wszelkich intelektualnych fetyszach. Smagające własne ciało niepokrzepiającymi wizjami dotyczącymi trwania bytu w tym niejednostajnym bagnie, gdzie niejeden stoik dałby za wygraną.
OdpowiedzUsuńTak naprawdę to nie ma nic - z wyjątkiem Mnie - póki co tchnieniem życia ziejącego, wiecznie uwikłanego w filozoficzne dylematy, gdzie słowo "optymizm" znaczy tyle co zwój papieru toaletowego przypominający pergamin uwieczniający w sobie wydzielinę będącą pozostałością przeszłych myślicieli.