Przedarłem się przez morze
pełne wylewnych łez.
Zgarniając na pokład
pokaźne zasoby ludzkiej
wrażliwości,
dobiłem do brzegu
bez większych obrażeń.
Teraz siedząc wygodnie
na jednej z tych skał
zbudowanych,
z zatwardziałych serc
i umysłów zbyt zadufanych
w sobie, by pojąć prostotę
rzeczy złożonych -
Spijam łapczywie
z pucharu zwycięzców
resztki własnych racji.
Nie bacząc przy tym,
iż moja łódź z każdym
zachłannym przełknięciem,
zsuwa się coraz bardziej w dół
osiadając na mieliźnie istnienia.
och, Kopacz...
OdpowiedzUsuń... samo jakoś tak wyszło, z głębi znerwicowanego serca ;)
OdpowiedzUsuń