Są takie miejsca, w których nikt już na nas nie czeka. Nikt się nas nie spodziewa. Nikt nawet nie pyta o nasze istnienie. Wydają się być niczym opuszczone rozdziały naszej historii płynące z wewnętrznej niemocy, gdzie jedynym tchnieniem jest świst wiatru bezładnie miotający porzuconymi odpadami ludzkiej aktywności. Z czasem i one przybiorą formę zaniedbanych peronów, zatartych zmiennością rzeczy wspomnień, z których nie odjedzie już żaden środek transportu mogący zabrać nas bezpiecznie do powziętego celu.
Czasami my stajemy się takimi miejscami, które znikają z map pamięci i do których nie prowadzą już żadne drogi...
OdpowiedzUsuńOglądając widmo rdzewiejącego, wyludnionego Czarnobyla, czasem wydaje mi się, że każdy/-a z nas ma w sobie jakiś egzystencjalny wyciek z reaktora własnej głowy, że gdzieś czyha "wielkie bum"...
OdpowiedzUsuńMoże dlatego tak bardzo podobało mi się brzmienie nazwy starej punkowej kapeli: Czarnobyl Zdrój...
PS: Lustmord - uwielbiam!
Och... oby mi się takie miejsce nie trafiło.. choć jak tak sobie myślę... to my sami często być może zapominamy o innych...
OdpowiedzUsuńA jakiś pozytywne dzieło dla Pozytywnej Małej Mi? :)
Pozdrawiam Cię :)
Eva - trafiłaś w sedno, w samo jądro "Lukasowego" określenia egzystencjalnego wycieku z naszej głowy. W moim wypadku ów wyciek czyni zakwasy w którym "tarza" się moje JA. Dziękuję zrozumienia.
OdpowiedzUsuńMałaDużaMi: W Twoim przypadku żaden "negatyw" nie pasuje do pozytywnej emanacji jaką wydaje twoja osoba w postaci tego co tworzysz :)
Wpędzasz mnie w kompleksy ;P
OdpowiedzUsuńMargo, myślę, że przy Twojej bezpośredniości wypowiedzi - jest to po prostu niemożliwe:)
OdpowiedzUsuńi dobrze, że sa takie miejsca, ja potrzebuję
OdpowiedzUsuń