Jest pod górę. Mokry śnieg, błotnista breja zamiast stabilnej drogi. Wszechogarniająca szarość. Dzień, którego praktycznie nie ma. Kilka godzin wyblakłego światła łapczywie pochłanianego przez czyhający mrok. Gdzieś na marginesie tli się obowiązek pracy, odbierający swoją formą resztki człowieczeństwa. Stosy książek, dominacja kotów, wódka, chleb tostowy... no i Cioran. Jednym słowem - Grudzień.
To prawda - to dobry czas na wódkę i na Ciorana...
OdpowiedzUsuńI na demony. Wyłażą z każdego zakamarka jak karaluchy.
Pozdrawiam smętnie...
Jeszcze grudzień trwa i jeszcze zaskoczy. Może śniegiem? Może nową lekturą?
OdpowiedzUsuńIwona
Pamiętam jeszcze nasze wspólne dywagacje razem z Lukasem. Jeszcze kiedy byłem w Anglii. Ten wpis mi o tym przypomina. Chyba stoję w miejscu...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ze wspomnień i z teraźniejszości :)
Mam nadzieję droga Embrazio, że lekturą. Za zimą i śniegiem nie przepadam...
OdpowiedzUsuńTo nie jest cała prawda, zaledwie jest fragment. Są także roje meteorytów widoczne tuż przed świtem. Jest masa życzeń, które jak spadające gwiazdy czekają na swojego znalazcę.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i "na zdrowie".
Też wspominam tamte nasze nocne rozmowy z nostalgią :) To był dobry czas...
OdpowiedzUsuńjednym slowem nastroje jakies znajome :) lektura o kocie pijacym wodke moze wniesc nowe doznania estetyczne ;)))) pozdrawiam i ciesze sie, ze znowu jestes w domu, bo tego chyba chciales
OdpowiedzUsuńJuż jestem w domu od przeszło dwóch lat..., ale mentalnie wciąż w niezdefiniowanych zaświatach:)
OdpowiedzUsuńczyli natura taka ;) pozdrawiam
UsuńI myślę sobie, że tak już pozostanie...
OdpowiedzUsuń