Dobrze jest siedzieć w domu i wpatrywać się zza okna w taniec opadających liści z drzew. Wdzierać się w jesienną szarość wchłaniającą w siebie okoliczne łąki i pola. Czuć w dłoniach ciepło kubka wypełnionego naparem mocnej herbaty. Czytać książki do późnych godzin nocnych. Napić się wódki i przy akompaniamencie świstu wiatru dobiegającego z komina położyć się spać pod pierzynę.
Lubię ten stan, gdzie pośpiech jest mi pojęciem zupełnie nieznanym. Wstaję wtedy z łóżka bez potrzeby posiadania budzika. Czasu mam tyle, żeby w sam raz wszystko powoli ogarnąć. Przemywam twarz zimną wodą, myję zęby, odbębniam rytuał kibelka, ubieram się. Zaparzam sobie dobrą fusiastą kawę, doczytuję niedoczytane i wolnym krokiem ruszam sobie w kierunku przystanku PKS, by następnie przedrzeć się autobusem przez kolejne 17 kilometrów gęstym lasem do celu - znaczy się pracy.
W tej czynności wykonywanej wręcz machinalnie każdego dnia tkwi jakiś wewnętrzny urok i komfort myśli. Poczucie obowiązku zmieszane razem z pięknem i dzikością otaczających mnie krajobrazów sprawia swoim czarem, iż zapominam o reszcie świata.
Zresztą o jakiej tu reszcie świata mówić, gdy mieszka się na jego samym krańcu... .
Podoba mi się stan Twojego umysłu, Kopaczu! Ostatnio zbyt rzadko udaje mi się go osiąganąć, a kiedy już się udaje zazwyczaj zasypiam. W tym również jest jakiś urok, choć przyznam, że wolałbym z tym stanem więcej mieć do czynienia.
OdpowiedzUsuńDobrze jest w mgliste popołudnie czytać Ciebie, gniotąc w dłoniach kubek parującej kawy z cynamonem.
OdpowiedzUsuńDobrze jest w takie dni bez słońca, wzdychać tęsknotą do jego ostatniej obecności.
Żyć na krańcu świata... zazdroszczę. Choć konieczności pokonywania tych kilometrów przez przyszłe śniegi już mniej.
pozdrawiam
A.
ps. powiało mi delikatnie prozą A.Stasiuka
No dobrze, ale o której musisz wstać, żeby zdążyć na ten autobus. Mnie poranne wstawanie do pracy zawsze frustruje, ciągle czasu na poranną kawę za mało, czasem nie zdążę wypić :-((
OdpowiedzUsuńPrzez kilka lat dojeżdżałam do pracy autobusem, dawno to było, jakies 20 lat temu. Teraz nie wiem, jak dałabym radę :-( Wstawałam o piątej rano, czasem urwałam jeszcze parę minut na sen ;-)
Iwona
Jakoś tak się złożyło, że stan mojego umysłu formowany jest czytaniem właśnie najnowszej książki Stasiuka "Wschód".
OdpowiedzUsuńI przy okazji tej beztroski również zmierzałem się myślami jak to będzie z pokonywaniem tej drogi w zimie. Zwłaszcza, że tamtego roku była ona nad wyraz łagodna...
Embrazio otwieram oczy między 10.30 a południem ;)
OdpowiedzUsuń