"Rodzi się ziemi kula; rodzi się świat!
Bezimienni wstają z mułu; idzie w górę las!
Rodzi się wąż i robak; rodzi się ptak!
Co to będzie, jak to będzie, nie wiadomo nic!
Kto już za kim cicho tęskni; nie wiadomo nic!"
Sted
PS: I taka tu u nas zima...
Nie przepadam za Stachurą. A ten tekst, w całości, jest jak dla mnie zbyt egzaltowany. Ale może są takie chwile, właśnie o tej porze roku, kiedy oczekiwanie na od-życie jest tak mocne, że i tak żadne słowa tego nie oddadzą ;-)
OdpowiedzUsuńIwona
I ta egzaltacja Stachury jest dla mnie piękna. W sam raz do mojej wewnętrznej wrażliwości. Bez obrazy dla nikogo. Różne gusta, różne testa - ale jak mawiał Sted "dla wszystkich starczy miejsca...".
OdpowiedzUsuńDzięki za odwiedziny i niechaj dobry twórczy duch unosi się stale nad Twoimi haiku!!!
Trafnie.
OdpowiedzUsuńu mnie co nie jest zielone, pokrywa bluszcz i też jest zielone :)
OdpowiedzUsuńMargo come on... i tak u mnie jest lepiej... ;)
OdpowiedzUsuńNieuchronność zmian.
OdpowiedzUsuńCo z tego, że tak się różnimy jeśli tyle mamy wspólnego.
No to na korzyść czterech pór roku. Reszta rozbieżności leży w naszych charakterach...
OdpowiedzUsuńAkurat wczoraj się wziąłem za Steda (Dzieła wszystkie w 5 tomach). Stwierdziłem, że czas zapełnić tę lukę, ale póki co mam mieszane uczucia. Za dużo u niego tego napięcia, niepokoju, "niewygodności", których sam próbuję się pozbyć, Co nie zmienia faktu, że wciąga. Zdaje się, ze będę musiał go sobie dozować, tak jak Kierkegaarda:)
OdpowiedzUsuńŚwietne zdjęcia i ich podsumowanie. Tu natomiast nic się nie zieleni, raczej bieli. To przebielenie zaczyna już drażnić wzrok. Czekam na słońce kiedy to cholerstwo się roztopi. Czekam na wiosnę, ciepłą i tętniącą strumykami.
OdpowiedzUsuńKierkegaard w melancholijnym starciu ze Stachurą... O jakże piękna rzecz.
OdpowiedzUsuńWszakże każdy z nich miał swoją "Gałązkę Jabłoni"!!!.
PS: A pamiętasz Kierkegaarda "Dziennik uwodziciela" i wieczne niespełnienie wobec Kordelii...
Śledzę wydarzenia z Lublina z utęsknieniem i mimo coraz bielszego puchu i mrozu, moje serce ku temu miastu nie zimnieje nawet o setną stopnia:)
OdpowiedzUsuńPamiętam:) Kierkegaarda czytałem tuż przed załamaniem nerwowym, powinienem czuć, że to preludium do rozpadnięcia się;) Byłem w stanie czytać po dwie, trzy strony na raz, nie więcej, bo wsysało mnie w niebiańskie regiony, krainy niepokoju i wizji, uniesienia i cierpienia. Przy moich tendencjach do Weltschmerzu, muszę uważać z tą lekturą. A ty? Żadnych efektów ubocznych po Stachurze albo egzystencjalistach?
OdpowiedzUsuńWręcz przeciwnie. Wszystkie efekty uboczne kumuluję w sobie skrzętnie do upadłego. Nie potrafię inaczej a nic innego nie wpływa na mnie tak dobrze jak autodestrukcyjna dawka wzmożonej wrażliwości i niemocy wobec otaczającego mnie świata.
OdpowiedzUsuńWiem, że jest to pewnego rodzaju taniec na krawędzi, ale bez tego moje życie byłoby puste.
Uwielbiam Stachurę, Bellona i czuję się Tak (się!)
OdpowiedzUsuńZdjęcia Kopaczu i słowa - piękne połączenie i klimat pierwsza klasa.
A! I może będę odosobniony - nie tęsknię jeszcze za zielonością (dla poprawczaków: zielenią). Białość (nie: biel) mnie ogarnia i wciąga. Jest moją kokainą, która wdycha mnie bez reszty!
OdpowiedzUsuńZapewne będę miał podobnie gdy już na dobre osiądziemy w puszczy. Wiadomo miejska zima to nie to samo co na antypodach. Tu troszkę odwilży i błotna chlapa z solą wrzynająca się w twoje buty...
OdpowiedzUsuńciekawe skąd u Cibie taki błękit u mnie szarośc szarośc i mgły :)
OdpowiedzUsuńTo był moment, poza tym u mnie szarość szarość i mgły ;)
OdpowiedzUsuń