wtorek, 3 sierpnia 2010

Już prawie...

W powietrzu daje się już wyczuć ten tak dobrze mi znany powiew ponownego przecierania szlaków przykrytych kurzem rocznej nieobecności. Umysł mam zalany sztormem myśli, gradem pojedynczych słów próbujących odnaleźć swoje znaczenie w wykonywanych gestach. Pozbawionych jakiegokolwiek skupienia, harmonii, racjonalności. Jestem poza teraźniejszością. Wchłaniam w siebie ponownie to, czego doświadczam każdego roku. Za każdym razem jest to doświadczenie bardziej intensywne, osobiste, mające własny wydźwięk we mnie samym. I tak zapewne stanie się i tym razem, z tą różnicą że pragnienie powrotu będzie praktycznie zerowe ...

Edward Stachura - Dokąd idziesz? Do słońca.

7 komentarzy:

  1. Ech... a ja marzę o powrocie na wyspę...

    OdpowiedzUsuń
  2. Klasyczny, nietzscheański wieczny powrót, jak mi się wydaje... Ze szczyptą nostalgii...

    OdpowiedzUsuń
  3. "przecieranie szlaków przykrytych kurzem nieobecności"... oj tak. A i to zerowe pragnienie powrotu...
    Ja już wróciłam na emigracyjne śmieci, a Ty się wspaniale urlopuj i nawdychaj się, nasyć, żeby na dłużej starczyło :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Będę ten czas wklepywał w siebie do upadłego - Isle. Dzięki :)

    OdpowiedzUsuń