Sierpień dobiega już końca. I nie ukrywam radości z tego powodu. Nigdy bowiem nie przepadałem za tym miesiącem. Zresztą jak za całym latem. Tę porę roku zawsze uważałem za nudną, jednolitą masę sparzoną słońcem, statyczną zielenią i wypełnioną mrowiem upierdliwych turystów. Dobrze więc poczuć ponownie w nozdrzach narastający chłód wieczorów. Obserwować z wolna nadchodzącą szarość i podziwiać wyblakły majestat roztaczających się krajobrazów. Jednym słowem - Jesień. Czas tysiąca kolorów, melancholii, mżawki, obumierania pejzaży, unoszących się mgieł i pary ulatującej z ust przy każdym głębokim oddechu.
Wyczekuję z niecierpliwością jej pełni. Zwłaszcza października. Miesiąca w którym będę mógł odlecieć w zapomnienie pobytem w Lublinie oraz topić wzrok i umysł w najnowszej książce Stasiuka "Osiołkiem". Nadchodzi piękny czas...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz