środa, 10 lutego 2016
Niechęć do wszystkiego i ta nieznośna powtarzalność przeterminowanych marzeń
Za oknem mrok. Wyjątkowo ciepła pogoda zaowocowała strząsaniem kleszczy ze spodni po polnych wędrówkach. W wiatrołapie przy otwartych drzwiach do pomieszczenia gospodarczego w nos wdziera się miła woń łuczywa. Będzie z niego rozpałka na kolejne dwa lata. Koty harcują przejmując kontrolę nad wszelkimi dostępnymi powierzchniami domu oraz niedostępnymi dla mnie zakamarkami. A ja siedzę, nieruchomo, niemrawo w byle jakiej pozycji. Nigdzie mi nie spieszno. Nie mam w głowie żadnych planów, koncepcji na przyszłe dni. Z mózgu ulatuje z wolna treść książki "Komu bije dzwon" Hemingwaya. W swoim lenistwie, minimalizmie i coraz mocniej kultywowanym quasi nihilizmie wyciągnę rękę po następną pozycję. I wchłonę ją jak dziesiątki innych. I będę marzył za niezdefiniowanym i żona będzie na mnie zła, że mógłbym coś więcej ale mi się nie chce. I ja przeproszę ją i nadrobię chwilowo swoje niedociągnięcia, a potem wszystko wróci do normy. I znowu stanę się jak ten wąż zjadający swój własny ogon... .
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
W taką szarawą i nijaką pogodę, na zbliżający się weekend, jedyne plany jakie mam to właśnie pochłanianie książek...
OdpowiedzUsuń... i byśmy się tym gestem zdrowo dławili:)
UsuńCzłowiek z tak bogatym wnętrzem i tak głęboką refleksją nad życiem jest kimś wyjątkowym. Obcowanie z kimś takim może być trudne, ale jakże cenne! :) Nie musisz spełniać oczekiwań innych ludzi; każdy ma swoje wartości. A żona też człowiek i czasami musi sobie pogadać ;)
OdpowiedzUsuńNo, zaserwowałaś mi nie lada kaloryczną Bombonierę;)
OdpowiedzUsuń