piątek, 6 grudnia 2013

W małym mieście żyć niełatwo

Nie chcę się pogrążać, ale sytuacja ex-emigranta (wręcz weterana) na "nowej" ziemi coraz solidniej daje mi się w kość. Niby tylko 65 dzień od powrotu, ale niewidzialna szala frustrachy zaczyna powoli ciągnąć mnie za rękę w dół. Dzisiaj miałem okazję okazjonalnie robić w branży mięsnej. Piszę okazjonalnie, bo zajmowane stanowisko szeroko wykraczało poza podstawową rangę sprzedawcy w sklepie mięsnym. Mianowicie to, co w Anglii byłoby udziałem pięciu osób w jednym miejscu, tu jest przeznaczone dla jednej.  A ja nie mam nawet kursu księgowego, który pozwoliłby mi na rzetelne sprawdzenie faktur podczas ćwiartowania łopatki wieprzowej przy jednoczesnym mopowaniu podłogi pełnej śladów atakujących mnie klientów.

Unikając popadnięcia w sidła kompletnej załamki, tak przemierzając zaśnieżone szlaki w drodze powrotnej do domu rozmyślałem sobie o niewinnych początkach lat młodzieńczych dziewięćdziesiątych. I tak wymyśliłem sobie stary dobry utwór. Gówno w sumie znaczący, ale w jakiś metafizyczny sposób łagodnie mnie pokrzepiający.  Czołem więc pracy !!!


Zwłoki - Za moimi drzwiami

3 komentarze:

  1. Zapewne i w dużym mieście nie jest wcale łatwo. To jest tak, ze jest praca, dużo pracy, brakuje rąk do rpacy, ale bezrobocie rosnie, bo się nie ztarudnia. To wciaż dla mnie niepojęte...

    Iwona

    OdpowiedzUsuń
  2. a ze mną jest teraz odwrotnie - poznaję pułapki wielkiego miasta.

    OdpowiedzUsuń
  3. Może zimowe wiatry przydymią coś dobrego...

    OdpowiedzUsuń