czwartek, 8 sierpnia 2013
Dzika róża
Lubiłem ten "mój" krzew dzikiej róży widziany z okna naszego pokoju. I co więcej, przez te wszystkie lata mogłem mieć z nim namacalny kontakt, gdyż rósł w samym rogu ogrodzenia wrośnięty niemal w korzeń klonu znajdującego się na terenie naszej wynajmowanej posesji. Czas spędzony na dotyku, przycinaniu wyschniętych gałązek, byciu świadkiem odradzania się na nowo delikatnych pąków kwiatów, aż wreszcie możliwość wchłaniania przez nos zapachu jaki wydawały, stanowiły dla mnie pewien rodzaj odejścia od codziennego pojmowania rzeczywistości. Sprawiały możliwość krótkotrwałego oderwania myśli od ciągłego tłumu, brudu miasta, natłoku obowiązków. Ofiarując w zamian miraż poczucia idei wieczności, tej doskonałej, pozbawionej subiektywnych ubarwień, niezaszufladkowanej ograniczeniami wyznawanych przekonań. I zdaję sobie sprawę z tego, że tak jak wiele innych rzeczy, miejsc, ludzi, twarzy, również jej nieświadoma dzikość ulegnie z czasem zapomnieniu.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Kto wie, może jednak, od czasu do czasu, zakłuje w serce;)
OdpowiedzUsuńJeżeli nawet, to nie będzie już ta zza okna.
OdpowiedzUsuńLubię zapach dzikiej róży
OdpowiedzUsuńz czasem, to co lubię i tak będzie bez znaczenia
Dlaczego się wzruszyłam.....
OdpowiedzUsuńDobitnie podoba mi się Twój punkt widzenia Margo!
OdpowiedzUsuń