piątek, 14 września 2012
Jak na wyciągnięcie ręki
Ten pejzaż. Jakże mocno utwierdzony w mojej pamięci. Przy zamkniętych oczach widzę realność zjawisk, kształt chmur na niebie, wąwozy pełne zieleni lub zasypane stosami pożółkłych ze względu na porę roku liśćmi. Słyszę taniec drzew, szum wiatru. Czuję rytm rozkołysanego ciała na wytartym siedzeniu starego, wyludnionego pekaesu. Jednocześnie wczuwam się całym sobą w wysiłek jaki musi włożyć umęczony silnik pojazdu, by pokonać te wszystkie wzniesienia, pagórki, serpentyny. Naznaczone magicznym urokiem natury zakręty. Sen jak na wyciągnięcie ręki. Jak namacalne dotknięcie przeżywanego momentu. W uszach cichnące echo dogasającego Frou-Frou Foxes In Midsummer Fires - Cocteau Twins. Za ostatnim zakrętem mijam Bochotnicę. Potem już umieram dla wszystkich. Nie mogąc umrzeć tylko dla samego siebie, zanurzam się na kilka godzin w sobie właściwe i zrozumiałe piękno. Chwytam chwilę, w której zapominam, że realnie istnieję...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz