środa, 11 grudnia 2019
11 dzień posuchy...
Proces trawienia grudnia trwa w najlepsze. Dzień za dniem mija bezpowrotnie. Mam nawet wrażenie ze czas nieco przyspieszył. Ledwo pojawił się szary świt a już na zimnym niebie rysuje się mglisty zmierzch. I ten nieustający marazm wpisany w pejzaż dogasającej jesieni. Znajduję w nim masochistyczne ukojenie zmysłów i rozkołatanych nerwów. Zapominam nawet o moich tikach nerwowych. Mój zespół Tourette’a przybiera formę nieco łagodniejszą ale tylko dla mnie. Przeciętny śmiertelnik spoglądając na mnie z boku widzi (chyba od zawsze) ciekawe zjawisko debilno-humorystyczne. Ale nie zbaczajmy z tematu na jakieś psychoanalityczne niziny. Jest grudzień, szarość, wilgoć, zimno. Jednym słowem - Piękno.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz