Człowiek lasu przedziera nocą zwierzęce szlaki. Brodząc po kostki w jesiennym błocie brnie do przodu pod osłoną szarego nieba. Przed siebie... Dokąd? Trudno odpowiedzieć. Chociażby pod najbliższy konar powalonego drzewa. Przycupnąć, posiedzieć, pomyśleć. Przyjąć dawkę mżawki na twarz spoconą. Przemokniętym rękawem przetrzeć krople błota z czoła. Powstać i ruszyć przed siebie ponownie. W noc mglistą. Bez lęku w sercu na odgłos zwierzyny czającej się w zakamarkach Puszczy. Na przekór łamanym gałęziom przez wiatr. Po prostu przed siebie.
Po prostu przed siebie. tez tak mysle kiedy jade do pracy i zawsze chce zignorowac zjazd z austrady i jechac dalej...
OdpowiedzUsuń