Sielsko. Przelubownie. Spokój i wyciszenie. Nic się nie chce i nic nie trzeba robić. Psy swoje, koty swoje, żona swoje, ja swoje. Owo "swoje" sprowadza się w naszym "rodzinnym" słowniku do całkowitej stagnacji, lenistwa, przeciągania się w trawie, nad miską z jedzeniem, nad butelką piwa i wszelkimi udogodnieniami. Ja razem z psami i kotami sumiennie kultywuję ten rytuał. Ilekroć mam ku temu okazję i sposobność. Gorzej z żoną, która na wieść o dniu wolnym ulega całkowitej mobilizacji co suma summarum owocuje tradycyjną obserwacją: - zaczyna ją nosić. Tym razem zaniosło ją (ja zapewne jeszcze spałem) na łąki, co zaowocowało nawet ładną fotografią...
Czyli każdy ma swój sposób na "swojskość"?
OdpowiedzUsuńIwona
Czasami istnieją lekkie nieporozumienia z racji tego, że "swojskość" małżonki jest najbardziej aktywna... ;)
UsuńBo kobiety są ADHDowcami. My jesteśmy wyzwoleni z konieczności działania.
OdpowiedzUsuńTo wyzwolenie kosztuje mnie nie lada wysłuchiwania... ;)
UsuńŚwietną fotografią.
OdpowiedzUsuńAleż u Ciebie sielsko i anielsko. Psy na miskami, ty nad piwem. Doskonała harmonia. Mógłbym tak przeżyć życie. To zdecydowanie lepsza opcja niż praca w korpo i wczasy w Tunezji. Tak trzymać.
Czasami sielsko nie jest, ale nigdzie nie chciałoby mi się wyruszać. Tu mam wszystko!
Usuń