25 czerwca 2019 roku
o 04.15 rano we wtorek
odeszłaś
jak puls serca
spadł do zera
spokojnie
jakby we śnie
z lekkim uśmiechem
na twarzy
w domu
nago pod
przykryciem
poszewki kołdry
bo zawsze było
ci gorąco
zadzwonił ojciec
miałem iść do pracy
przyjechaliśmy natychmiast
pustka i zdziwienie
tamowały łzy
a przecież cię
widziałem
jeszcze kilka
dni temu
jak ciągnęłaś
za sobą swój
ulubiony wózeczek
do sklepu
pomogłem ci
zrobić zakupy
małe jak zwykle
bo nie lubiłaś nadmiaru
to był ostatni raz
kiedy mówiłem
do ciebie na jawie
teraz już tylko przyschnięty
wrzos szelestem
uśmiecha się do mnie
z zakurzonej płyty
marmuru
dla Mamy (z piosenką)
Czas mija, a ciągle nas dotyka odchodzenie...
OdpowiedzUsuńPiękny wiersz...
OdpowiedzUsuńWolałbym jednak go nie pisać...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam ciepło.