poniedziałek, 24 czerwca 2019
Parapet
Siedzę i piję piwo. Jebany żar z nieba ani na chwilę nie chce pomyśleć żeby odpuścić. Dać moment wyzwolenia od potu i lepkości. Skosiłem trawę a raczej zeschnięte pożółkło złote połacie gdzieniegdzie pokryte krwiście zielonym chwastem. Ojciec Henrego Chinaskiego zapewne nie byłby zadowolony z rezultatu mojej ciężkiej i żmudnej pracy. Dostałbym po łbie z natychmiastową komendą ponownego wyrównania każdego pojedynczego źdźbła. He, he...
Nic mi się nie chce. Rzygam pracą którą wykonuje a na słowo "turysta" i "gość" dostaję czkawki i żółć podchodzi mi do gardła. Żyję w jakimś dziwnym XXI wiecznym średniowiecznym zaścianku, gdzie pod barwą biało czerwonej flagi obdzierany jestem ze swoich marzeń, pasji i chęci własnego progresywnego myślenia. Absurd i przestarzała biurokracja nie ma litości dla pojedynczego podmiotu. Słowo wolność zaczyna przybierać formę różańcowej modlitwy, skutej kajdanami prawicowego populizmu. Dobrze, że nie ma jeszcze ustawy o praworządnej filtracji myśli pełzających skrycie po głowie. Ale to zapewne tylko kwestia czasu.
Szczerze mówiąc mam to w dupie i sram na wszystko czerwono czarnym kolorem. Cieszę się z tego co mam, choć pewnie i to co mam może mi zostać zabrane. Pewności już nie ma.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz