poniedziałek, 20 lipca 2015

Podróż do pracy

szedłem sobie do pracy
w letnie lipcowe popołudnie
skręciłem jak zwykle w obwodówkę
na ulicy doktora Rakowieckiego
lubię tamtędy chodzić
ze względu na ciszę
która zalega monotonnie
na tym odcinku drogi
po lewej zawsze mam las
wyrasta mi on jak z dłoni
wyjętej leniwie z kieszeni
po prawej nieużytki zalegające
w bujnie chwiejących się trawach
dzikich krzewach i chwastach
pośrodku chodnik utkany
z rozchodzących się płyt
i wyszczerbionych krawężników
ożywa na chwilę pod presją
stawianych przeze mnie kroków
słońce paliło mi twarz
skraplało w pocie moje skronie
kurewski gorąc sączony się z nieba
odbierał mi jakąkolwiek
chęć do pracy
pozostawiłem za sobą
piękny dom miłym chłodem ziejący
dwa koty i psa
oraz ogród z idealnie przystrzyżonym
trawnikiem
i tak idąc do przodu
z zamiarem osiągnięcia celu
jakim był jest i będzie
przystanek PKS w kierunku Białowieży
pomyślałem sobie:
czy jest mi to wszystko potrzebne?
przecież zgasnę kiedyś
tak samo jak gasnę każdego dnia
zaraz po otwarciu oczu

1 komentarz: