wtorek, 20 listopada 2012
Improwizacja mnie właściwa
W domu taki spokój
a na zewnątrz liście szaleją.
Wiatr jak zesłany demon
przez zagniewanego Boga,
sieje pogrom otwartym przestrzeniom...
... a ja nic.
Nie czuję już tej twórczej weny. Tego inspiracyjnego kopniaka w dupę, który pozwalał mi wyciągać wnikliwe wnioski z otaczającej mnie rzeczywistości. Teraz jakby nieco ospały przemierzam utarte szlaki z głową spuszczoną do dołu. Szurając nogami, krok po kroku krzątam się śnięty jesienną aurą bez jakiejkolwiek dozy uśmiechu, refleksji, inicjacji. Jest mi cholernie mgliście. Czekam przebudzenia. Jeżeli w przyszłości łaskawie raczy mnie nawiedzić, chętnie skorzystam w nadziei odzyskania dawnej kondycji ducha poezji i wrażliwości.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Jedno jest niewątpliwe. Za minutę i tak wszystko będzie inaczej.
OdpowiedzUsuńMyślę, że poetyczna wena tkwi w każdej chwili życia - nawet tej chwili pewnego zastoju - ponieważ w każdej chwili można znaleźć jakąś myśl, refleksję, czy choćby autorefleksję... :-)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Bartek
Czasem lepiej się zawiesić, przełączyć na tryb czuwania. Też tak mam, zbyt często mówię, że nic mi się nie chce, że nie mam weny, że jakiegoś porządnego kopa mi trzeba, bo jestem klapnięta. Ale do cholery, to też życie. Czasem trzeba spuścić z siebie powietrze. Żeby zrobić miejsce na świeże. No! ;) Nic się nie martw, jakoś to będzie.
OdpowiedzUsuńŚwięte słowa Samie. Wczoraj tchnęło mnie na haiku... :)
OdpowiedzUsuńHej Ho - Myślałem, że zrezygnowałeś... Fajnie Cię widzieć i czytać ponownie:)
OdpowiedzUsuńCzytając Cię Matyldo, od razu przypomniał mi się Twój wpis na blogu z 3 września tego roku :)
OdpowiedzUsuńHa ha ha, znaczy, że mam siedzieć cicho i się nie wymądrzać. ;P Ok.
OdpowiedzUsuń