Puste ulice. Wyludnione place i miejsca publicznej aktywności. Prowincja skuta mrozem i otulona jakimś zrezygnowanym spokojem, gdzie blade światła ulicznych latarni bezskutecznie starają się ożywić ten skisły zimowy marazm. Szczek psa wtopiony w rozmyte tło wydobywającego się dymu z komina fabryki chemicznej i monotonny dźwięk dochodzący gdzieś z tartaku. Tak wygląda miasteczko w którym egzystuję o godzinie 23.15 dnia 10 stycznia roku 2017.
I wiele miasteczek wygląda podobnie... Psów może być tylko więcej lub mniej ;-)
OdpowiedzUsuńIwona
I każde ma podobne stany przygnębienia...
Usuń