sobota, 20 grudnia 2014

W kolejce ...


Lublin. Mała piekarnia "Halina" ulokowana pomiędzy obskurnym dworcem PKS, a równie obskurnym bazarem. Teren bez wątpienia szemrany jednakże posiadający swój egzotyczny urok i klimat. Pulsujące kłębowisko tupotu setek nóg, krzyków, rozmów, przepychanek i bijatyk. Zwięzła panorama tego fragmentu miasta.
Zanim kupisz tu dobre pieczywo a wybór jest naprawdę fantastyczny i niezbyt drogi, musisz wpierw wystać swoje. To znaczy zająć miejsce w kolejce nieraz bez licha dalekiej od drzwi wejściowych. Proces planowanego zakupu przypomina obraz prześlizgiwanie się węża z jednej dziury do drugiej. Z racji małego pomieszczenia wchodzisz jednymi drzwiami a wychodzisz drugimi znajdującymi się zaledwie półtora metra od pierwszych. Wszystko gęsiego. Twoje cierpliwe wyczekiwanie w każdej chwili może zostać zakłócone przez natrętną i upierdliwą cygankę pragnącą z całych sił przepowiedzieć ci twoją świetlaną przyszłość. Moment osiągnięcia celu, czyli chwila w której z radością dzierżysz w dłoni lub reklamówce obfitą bułę ze szpinakiem, kapustą, soczewicą lub mega pizzą-cebularzem zmienia postać rzeczy. Teraz nic tylko ruszyć z buta przed siebie i dać się pochłonąć urokom miasta. Dobrze jest mieć w takim momencie butelkę taniego wina w plecaku, gdyż podróż staje się wtedy bardziej płynna i zmniejsza się ryzyko zadławienia;)

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Matecznik

Mam takie przeczucie, że muszę chwilowo się gdzieś ukryć. Po prostu schować się pod zmarzniętą skorupę błotnistej gleby. Wmazać się w szary pejzaż nagich drzew, obumarłych łąk, zziębniętych pól. Zniknąć do odwołania w zwykłej codzienności z kilkoma rzeczami podtrzymującymi przy życiu moje funkcje wyobrażeniowo-myślowe. Nie wiem kiedy wrócę...

poniedziałek, 1 grudnia 2014

I co z tego...

Jeszcze raz wpatruję się w to wszystko. Analizuję wnikliwie rzekome morale, społeczne zobowiązania, osobiste dywagacje. Myślami przepompowuję krew w swoich żyłach. Tak wiem, mrowie niedoskonałości, niedociągnięć, mrocznych zakamarków. Powinności każdego dnia spełniam sumiennie. Czasem z lekkim ociąganiem. Jestem. I w związku z tym nie widzę w tym wszystkim jakiegoś usensownionego znaczenia, przy pomocy którego potrafiłbym rozwiać tę filozoficzno-teologiczno-egzystencjalną farsę jaką jest życie.