piątek, 30 września 2011

***

Przede mną okres kilkunastu magicznych dni, podczas których oddam się dobrowolnie pod władanie jesiennej aury. Zapewne nie przyniosą mi one emocjonalnej łagodności na przyszłość. Stworzą raczej nowy balast, który jak uciążliwy garb będzie ciążył na moich plecach wzbudzając łkanie do niezdefiniowanego. Ale czegóż to "poeta" nie zrobi, by ponieść się chwili spełnienia póki jest ku temu sposobność. Z quasi-cierpieniem będę się zmagał później... .

środa, 28 września 2011

Miasto, którym się dławię...



...budzi się z wolna, leniwie ze snu.

poniedziałek, 26 września 2011

Zwodnicza akustyka

dziś w południe
wypuściłem gwar miasta
przez okno do pokoju
wypełnił przestrzeń momentalnie
chaotyczny splendor dźwięków
jak zmieszane farby
na palecie malarza
wlewał się w uszy
udając strumień wody
i odgłosy miejsc
w których stygną myśli

sobota, 24 września 2011

Wyborcza wazelina...

...po raz kolejny wypłynęła na ulice miast. Wślizgując się we wszystkie możliwe otwory piętnuje manipulatorskim frazesem pojęcie "zbiorowej odpowiedzialności" za lepsze jutro.

Dezerter - Odnowa

środa, 21 września 2011

***

mam zniszczone dłonie
jak ziemia pokryta szronem
późną jesienią
lecz spod palców
wciąż wychodzą wiersze
jak ptaki 
co przed odlotem
do ciepłych krajów
zmieniły zdanie
i postanowiły zostać

poniedziałek, 19 września 2011

Lapida 41

5.30 rano. Przy wtórze jeszcze słabej pary ulatującej z ust za każdym oddechem, rzucam się w wir wolno zaludniającego się miasta. Głosy stają się coraz gęstsze i wyraźniejsze. Cienie nabierają kształtu i ostrości. Gwar samochodów przyspiesza i pomnaża się z minuty na minutę. Nim zdążysz oprzytomnieć z dławiącego cię półsnu, cichy i wyludniony labirynt staje się w jednej chwili ruchomą, pulsującą masą blachy, gumy, plastiku, materiału i żywej tkanki. Nastał kolejny dzień.

piątek, 16 września 2011

czwartek, 15 września 2011

Przejście

W ostatnie dni lata
dotyk Twoich ust smakuje inaczej
Można już wyczuć koniuszkiem języka
aromat suszonych owoców
Głównie śliwek i moreli
W ostatnie dni lata
sposób w jaki patrzysz wygląda inaczej
Można już dostrzec nagość drzew
i bukiet żółtych liści w wazonie na stole
W ostatnie dni lata
przyodziana w wilgotny płaszcz z rosy i mgły
bosymi stopami pokrywając szronem zieleń
przeobrażasz się dla mnie w jesień

Mojej żonie

wtorek, 13 września 2011

Z przymusu dla zasady

Nastąpił drugi okres wewnętrznego wypalenia. Z trudem przychodzi mi kontrola nad wewnętrznymi emocjami. Hamowany "szufladkową" wizją ciepłego i sielankowego klepania egzystencji w zacisznym koncie własnego bytu, nadstawiam posłusznie karku jak zastraszony bezpański kundel, który uprzednio dla uzyskania chwilowej rozkoszy bezpruderyjnie wytarzał się w gównie. Każde pociągnięcie "słownym" batem zadane przez bezmózgowca stojącego nade mną niczym sutener, wprawia mnie w szaleńczą rozpacz i zdezorientowanie. O tak! - myślę, im mocniej, tym jaśniej jawi mi się kolejny dzień powolnego wyzwolenia, jakim jest przejście z jednego stolca w drugi. Pierdolony masochizm w imię zasad nadanych nam przez odgórnych manipulatorów.

poniedziałek, 12 września 2011

Powoli

już powoli
słońce swym spojrzeniem
zieleń liści
w żółtą aureolę przyobleka
już powoli
wieczorny chłód przeszywa rękę
dotykającą łona skoszonej trawy
i polny owad
z wolna zaczyna
szukać schronienia
przed coraz krótszym dniem
puste półki
piwnicznego półmroku
zaczynają zapełniać się
przetworami
a w kuchni podczas kolacji
trzeba już zapalać światło
przez otwarte okno
wdziera się zapach palonego
gdzieś ogniska
na tle nieba
pogrążającego się we śnie
już powoli
kolejny rok
chyli się leniwie
ku końcowi

czwartek, 8 września 2011

Płynność

Bosques de mi Mente - Un nino que ya no existe jugando con el viejo piano

Oczami tęsknoty widziałem twarz ojca i matki. Na starych fotografiach zastygłą w uchwyconej pozie. Uwiecznioną, bez możliwości wykonania jakiegokolwiek ruchu, choćby najmniejszego drgnienia. Nostalgiczny moment uwięzienia czasu na chropowatym kawałku papieru. Tymczasem na ganku coraz więcej pożółkłych liści, nieubłaganie spychanych w szary ceglany kąt przez nadąsany wiatr. Da się wypatrzeć kasztana, klon i topolę. Za szybą w ulicznym gwarze, te same twarze pod różnymi obliczami nieba, wydeptują ten sam monolog na betonowych płytach i asfaltowych połaciach. Moje okno na fragment świata utrwala obrazy krótkotrwałe, bez możliwości ich uwiecznienia. Żywy obiektyw przemijalności, zniekształcany czasem przez krople padającego deszczu. Póki słychać bicie serca a w żyłach daje się wyczuć puls - będzie trwać strzępiony upływem czasu.
Rodzicom

środa, 7 września 2011

Skaza

już wygasam
jak znikająca gwiazda
z horyzontu nieba
już cichnę jak
wiatr który
z wyczerpania
postanowił się zatrzymać
dreszcz zmęczenia
drżenie powiek
w rękach zwiędły pęk
polnych kwiatów
w miejsce serca -
pęknięty wazon
co nieszczelnością swoją
daje upływ życiu

poniedziałek, 5 września 2011

***


uroki września
pod nogą zamiast piłki
brązowy kasztan

sobota, 3 września 2011

Hipoteza

"Poeci nigdy nie zabijają" - rzekł Humbert - ekscentryczny bohater powieści Nabokova Lolita.
To czy się mylił, czy też mówił prawdę nie gra w tej chwili żadnej roli. Przyjmijmy zatem w ślepo tezę, iż poeci nigdy nie zabijają... i rozwińmy ją o własną teorię:

Poeci nigdy nie zabijają. Poeci tylko drążą końcówką pióra zadane rany. Rozprowadzają wyciekającą krew niczym atrament na zatrute przekleństwem, jarzmem rzeczywistości arkusze papieru. Po czym zakrzepłe już poematy przykładają skwapliwie do niegojących się miejsc jak zatruty opatrunek, i z rozdartym sercem przypatrują się jak na nowo napływają ropą i wdzierającym się zakażeniem, nie potrafiąc jednocześnie zaprzestać tego precedensu.

czwartek, 1 września 2011

Z pożółkłej karty VIII


***

kiedy siedzę w moim pokoju
czasami słyszę za oknem bicie dzwonu
ktoś znowu odszedł
ktoś płacze
żałoba

Lublin 1996


Jeden z moich pierwszych wierszy. Właściwie co do dokładności chronologicznej to drugi. Zrodził się z refleksji jaką niosło za sobą echo bicia dzwonów z pobliskiego cmentarza, na który to właśnie wychodziły okna naszego mieszkania w bloku na ósmym piętrze.