Aż dziw bierze, ile to ludzki umysł jest w stanie wchłonąć w siebie codziennego pieprzenia i pustych frazesów siarczyście sączących się z kosmetycznie wygładzonych gęb należących do tzw. kategorii ulepszaczy rzeczywistości z dziedzin najróżniejszych. Małżowina, młoteczek, kowadełko, strzemiączko, przedsionek, kanały półkoliste, nerw statyczno-słuchowy, przewód słuchowy, błona bębenkowa, trąbka słuchowa, ślimak, ledwo co nadążają z przetwarzaniem tego słownego odoru, którego jedynym skutkiem jest nadmierne odkładanie się "miodu usznego". Natarczywość w swojej niemiłosiernie przesączonej pozorem racji upierdliwości jest w stanie ściąć z nóg niejednego zwolennika stoickiego spokoju. Ileż razy można wcierać w swoją łepetynę te same pierdoły tylko inaczej formułowane. Niestety ponoszę tego konsekwencje. Jak na czarci niefart coraz częściej zdarza mi się podupadać w kwestii wewnętrznego opanowywania emocji i spokoju. Mam wtedy wrażenie, że "moc krawata" emanuje niewidzialną pętlą i w przypływie puszczania nerwów zaciska się triumfalnie na mojej szyi. Rozumiem, istnieją najróżniejsze formy ludzkiego upodlenia, ale dlaczego właśnie z tą przychodzi mi się zmierzać najczęściej!?!