wtorek, 30 września 2008

Mój własny Ambient

zachmurzone niebo
a pod nim gołe konary drzew
falujące pod dyktando wiatru
na próżno wołające o powrót do życia
pożółkły blask rozkładających się liści
między przemokłymi od deszczu alejami

kolor nadziei nie nadejdzie w najbliższym czasie
a porozrzucane oczy brązowych kasztanów
zostaną wkrótce przykryte białą warstwą snu


środa, 24 września 2008

Banał września - roku 2008

- Uznaliśmy, że WRON to wojskowe ciało antyniepodległościowe. Uważamy, że nie może być, że osoby o znanych nazwiskach, jak Kiszczak, Jaruzelski, dzisiaj nie ponoszą żadnych odpowiedzialności, żyją godnie, a osoby, które były przez nich represjonowane, mają dzisiaj poczucie krzywdy - powiedział na konferencji prasowej szef klubu PO Zbigniew Chlebowski. Przedstawił na niej projekt ustawy, która obcina emerytury wszystkim byłym esbekom, a także członkom Wojskowej Rany Ocalenia Narodowego. - Ten projekt to dopełnienie sprawiedliwości dziejowej. Myślę, że na to czekali Polacy - powiedział Chlebowski.

GW 24.09.2008

Po pierwsze czuję się trochę zbulwersowany tą wypowiedzią, gdyż ile można ciągnąć ten wątek Jaruzelskiego ( nawet JP II wybaczył Ali Agcy). Tych panów choćby na ich wiek rozliczyła już historia. Po drugie ten pan chyba mówił ( jak większość tych politycznych szuj) w swoim imieniu, bo na pewno nie w moim. Jako polak (swoją polskość traktuję tylko jako feralny przypadek narodzin właśnie w tym a nie innym kraju) z pewnością na to nie czekałem. Czekałem natomiast na zbawienny moment opuszczenia tego kraju, by choć przez kilka lat jako emigrant żyć jak człowiek, nie martwiąc się o pracę i cały ten biurokratyczny trypel. Pracowałem sumiennie, płacąc podatki i sprawy z tym związane, gromadząc wszelką dokumentację. No i się doczekałem osobistej lustracji przez moją przeklętą przynależność obywatelską do polaczkolandii, jaką jest absurdalna ustawa "abolicyjna" mająca na celu umorzenie zaległego podatku w ramach również mądrej, choć już nieaktualnej od stycznia 2007 roku ustawy o podwójnym opodatkowaniu. Cel jest ten sam. I tak musisz złożyć wniosek (i sam opłacić księgowego ze swoich pieniędzy) jakim jest rozliczenie się z państwem, odnośnie pieniędzy które zarobiłeś za granicą, nawet jeśli z owym państwem przez ten cały czas nie miałeś choć odrobiny do czynienia ( może z wyjątkiem odwiedzin rodziców w czasie urlopu). Jeśli zdecydujesz się na powrót do polski za kilka lat, a nie rozliczysz się z totalitarnym oprawcą do dnia któregoś tam lutego 2009 roku, automatycznie ze sprawiedliwego obywatela, którego celem było przeżyć i coś zaoszczędzić, staniesz się przestępcą gospodarczym muszącym ponieść ogromna karę finansową albo zostaniesz pozbawiony wolności. Zostanie ci automatycznie zabrane to co do ciebie należy ( z historii wiemy, że zwłaszcza Stalin był w tym dobry) przez państwo, z którym tak naprawdę się nawet nie utożsamiasz bo i po co. I co lepsze nie jesteś im winień nawet grosza, bo wszystko co zarobiłeś za granicą zostało rozliczone i opodatkowane w państwie w którym legalnie pracowałeś. Ale złodziejstwo i żądza posiadania cię na własność (na podstawie obywatelstwa) nie zna granic.


poniedziałek, 22 września 2008

Syty głodu nie poczuje

Według obliczeń rozmaitych "organizacji charytatywnych" w ciągu najbliższych dwóch lat liczba skrajnie głodujących na naszej wspaniałej planecie wyniesie 220 milionów istnień ludzkich. Taką informację wyczytałem kilka dni temu w jednej z brytyjskich gazet.
Będąc uczestnikiem niejednego serwisu podczas dziesiątek konferencji (wiele z nich poświęcone było również tematyce głodu na świecie), bankietów i innych imprez w miejscu w którym aktualnie pracuję, cała ta problematyka wydaje mi się wielce paradoksalna. Dlaczego? Bowiem każdego dnia z porannego oraz wieczornego serwisu na restauracji w koszu ląduje 30/40 sztuk świeżego pieczywa. Każdego dnia z całego obiektu wyrzucanych jest kilkanaście kilogramów świeżego pożywienia jakim jest: mięso, nabiał, warzywa, owoce i ryby. Do zlewów i w kosze na butelki wędrują hektolitry wody pitnej.
Dominują w tym dwa przeświadczenia:
- za pożywienie i płyny opłacone a nie skonsumowane przez klienta personel nie odpowiada.
- w przypadku choroby spowodowanej przez pokarm, który został wyniesiony na zewnątrz całą winę i konsekwencje z tego powstałe ponosi restauracja ( w praktyce oznacza to, że lepiej umrzeć z głodu niż się rozchorować).
Wychodząc z takiego założenia, pomnóżmy więc ilość restauracji, hoteli i najróżniejszych obiektów gastronomicznych w samym tylko Londynie przez ilość wyrzucanego każdego dnia pożywienia nadającego się wciąż do spożycia w ciągu kilku następnych dni oraz wylewanej wody. Wyniki zapewne będą zaskakująco wysokie, przekładając je na tony i litry sześcienne. A teraz zsumujmy owe wyniki z resztą wielkich kapitalistycznie rozwiniętych miast, miasteczek i tym podobnych miejsc w samej tylko europie.
Gdzie tu jest logika i zdrowy rozsądek, który powinien wypełnić "pustkę" charytatywnych przedsięwzięć z zakresu problematyki głodu na świecie?

czwartek, 18 września 2008

Spacer niczym cztery pory roku

To co kiedyś było -
przeminęło.
To co miało trwać -
jak deszcz ustało.
Teraz tylko liście pożółkłe
od nadchodzącej jesieni,
a siłą słońca letniego zmęczone,
przetaczają się mimowolnie
między moimi zdrętwiałymi nogami.
Myślami w puszysty mech je obracam
otulając się aż po samą głowę,
próbuję usnąć sam
wśród tłumu w którym żyję.

środa, 3 września 2008

Każdy ma swój Szklany Klosz

Miałem wizję, która jak przerwany sen została zerwana z umęczonych mimo młodego wieku powiek:
Oto z nieudanej kąpieli, której celem było zabarwienie puszystej śnieżnobiałej piany na czerwono, udałem się na szczyt nieznanego mi drapacza chmur. Tam na dachu wśród mrowia kominów wentylacyjnych niczym umęczony Chrystus ociekający krwią z przebitego ciała co narody z przewinień swoich oczyszcza, stałem Ja we własnej osobie. Tak daleki od osiągnięcia własnej doskonałości i obranych w życiu celów. Po chwili rozmyślań spadłem w dół i jak ptak rozkładający swoje skrzydła zranione, próbowałem rozłożyć ręce pozbawione jakiegokolwiek już balastu. I nie było już nic co mógłbym w swoim ciele i umyśle odszukać z wyjątkiem przyzywającej mnie z każdym przebytym metrem grawitacji, co całą otchłanią późniejszej zguby mnie przyciągała. Na próżno było już otwierać oczy w przypływie otrzeźwienia.